Życie Ameneh Bahrami zmieniło się w piekło w 2004 r., gdy odrzuciła propozycję wyjścia za mąż za Madżida Mowahediego. Wówczas desperat oblał ją kwasem, w efekcie czego kobieta straciła wzrok, a jej twarz została trwale zdeformowana. Cztery lata później jej oprawca stanął przed wymiarem sprawiedliwości. Sąd zadecydował, że mężczyzna zostanie poddany narkozie, a w tym czasie poszkodowana odbierze mu wzrok, zakraplając mu do oczu żrącą substancję.

Kiedy doszło do tragedii, Bahrami była piękną młodą studentką. Przez siedem lat czekała na chwilę, w której – zgodnie z zasadą oko za oko (kesas) – dokona krwawej zemsty na człowieku, który zrujnował jej życie. W tym czasie Iranka przeszła wiele operacji i zabiegów. Lekarze byli jednak bezradni. Nie udało im się przywrócić jej wzroku. Amnesty International apelowała nie tylko do sumienia Bahrami, ale i do władz w Teheranie, by te odstąpiły od wykonania wyroku. Obrońcy praw człowieka określili orzeczenie sądu jako „okrucieństwo i nieludzką karę, równą torturze".

Wczoraj, kiedy w stołecznym szpitalu, gdzie sprawiedliwości miało stać się zadość, wszystko było już przygotowane, kobieta się rozmyśliła. – Uczyniłam to dla mojego kraju, dla Boga i dla samej siebie – powiedziała agencji ISNA. Jej matka, która była przeciwna karze, stwierdziła natomiast: „Jestem z niej dumna. To przebaczenie da Ameneh i naszej rodzinie spokój". Niewykluczone, że Mowahediego uratował rozpoczynający się dzisiaj ramadan, który dla muzułmanów jest czasem łaski i miłosierdzia. Nie oznacza to jednak, że Bahrami zrezygnuje z roszczenia o finansową rekompensatę, która jest jej niezbędna, by móc kontynuować leczenie.